sobie pozyskać ojcowską życzliwością i z pewnem namaszczeniem w przemowach zachęcać do pracy nad ojczystym językiem i do zapoznania się z jego piśmienictwem. Z równem powodzeniem jak w szkole Ludwiki uczył także w kilku tutejszych pensyonatach, a żywot spokojny, nieraz kłopotliwy, spędził w wytrwałéj pracy nad tem, żeby, w obrębie zawodu swego, wypełniać sumiennie obowiązki względem narodowości, z którą go ściśle łączyły wszystkie jego uczucia, oraz liczną rodzinę wychować na pożytek ogółu naszego. Wspominając ci, panie Ludwiku, o najpierwszych nauczycielach zatrudnionych w tym tu kiedyś szkolnym budynku, Wolińskiego pominąć nie mógłem, żałuję tylko, ponieważ w bliższych z nim stosunkach nie byłem, że tak krótką wzmianką tym zacnym człowieku zadowolić się musisz. Wyczerpawszy siły swoje w blisko czterdziestoletniéj czynności urzędowéj, dosłużył się emerytury i niedługo potem umarł w Oporowie u najstarszego z synów, który tam był proboszczem, a po jego ustąpieniu dźwięk mowy polskiéj nie odbił się już o ściany w szkole Ludwiki, z któréj dotychczas jeszcze jest wygnanym.
Naukę religii wykładał katolickim uczennicom, po większéj części po polsku, ksiądz Grandke, o którym powiem ci też słów kilka, gdy się między kanoniami, na Tumskim rynku błąkać będziem, a teraz, nim przejdziemy parę kroków daléj, wymienić ci jeszcze muszę jedną osóbkę, która tutaj w Szkole Ludwiki ważne przed pół wiekiem zajmowała stanowisko. Mówię: osóbkę, bo to była niewielka, zgrabna i dość ładna blondynka, panna Cora von Mosch. Gdy tutaj przybyła, nieżył już jéj ojciec, niegdyś major w wojsku pruskiem, mamę zaś miała przy sobie, ale jéj światu nie pokazywała, ponieważ to była podobno jejmość minorum gentium. Panna Mosch dawała głównie lek-
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/133
Ta strona została przepisana.