Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/144

Ta strona została przepisana.

trębaczem w wojsku napoleońskiem, wracającym przez miasto nasze z niewoli rosyjskiéj. Koprowaty ten dziewczak o wielkich czarnych oczach, nabrzmiałych ustach i wełniastych kudłach, bosy i ledwo ubrany, siedział całemi dniami przy swojéj mamie nad perkami, lub gruszkami, a gdy chodził po ulicach bronić się częstokroć musiał zawzięcie przeciw ulicznikom, którzy go zaczepiali i wyszydzali tytułem murzyna i diabła. Wyrósł on potem na wysoką i silną istotę, ale podobno w młodych latach zmarniał skutkiem rozpustnego życia.
Na przeciwnym rogu Ślósarskiéj nlicy stoi ów drugi dom Bergera, o którym ci już wspomniałem, gdy staliśmy przed bratem jego na Nowym Rynku. Mieszkających w nim ludzi różnemi czasy mało co znałem, majaczy mi jednak jeszcze po głowie kilka tutejszych figur. Otóż na dole, po jednéj stronie bramy, miał przez wiele lat, do póki nie poszedł na łono Abrahama, handel materyalny drugi brat księgarza Munka, a po drugiéj stronie bramy bywały rozmaite instytucye publicznego dobra, a mianowicie piwiarnie i golarnie.
Jednéj z takich golarni przewodniczył tutaj dość dłngo Izraelita cieszący się powszechną w mieście wziętością. Szanowny Lewek nie golił sam i powierzał brzytwę swoim czeladnikom, lecz ponieważ, odbywszy niższe klasy gimnazyalne, wykierował się na chirurga, puszczał więc krew, którą wtenczas jeszcze bez litości toczono, stawiał bańki i pijawki, opatrywał rany, a zasłynął przedewszystkiem wyrywaniem zębów. Nasze panie i panny darzyły go szczególnem zaufaniem i gdy ząbek „źle robił“, posełano po Lewka. Widziałem go nieraz przy takiéj operacyi, uwijał się zręcznie, a dla zbyt lękliwych nie szczędził czułéj wymowy w koszlawéj nieco polszczyźnie, dodając zawsze do swoich perswazyi, że Marcinkowski to jego przyjaciel. Późniéj odebrał mu tę