Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/146

Ta strona została przepisana.

do kościoła na Groblę. Skończyło się to jednak z czasem wedle słów Brunona, jak mi kiedyś wiele lat późniéj kolega tego sędziego nadmienił, gdy tak przypadkiem zgadało się o Holstach; wszakże szczegóły owéj awantury małżeńskiéj już się w mym mózgu zatarły. Wprowadził się do tego samego mieszkania potem inny adwokat, nazwiskiem Weimann, siwowłosy wdowiec, i mógł się także poszczycić bardzo ładną córką, lecz jéj podobno przykładnem życiem wcale nie budował. Była tam prócz tego restauracya niejakiego Maja, gdzie wesoła ludzkość dużo jadła, dużo piła, dużo w karty grała, a ponieważ gospodarz, lubo stary, szafował na oślep kredytem, zbankrutował wkrótce. Z jedynym małym kwiatkiem, który ten Maj na świat wydał, spotkamy się późniéj, panie Ludwiku, gdy przejdziem na Garbary.
Daléj za domem Bergera stały, nim jeszcze ze szkół wyszedłem, cztery kamieniczki o trzech oknach frontu, które od wielu lat przebudowano. Właścicielkę pierwszéj z nich przypominam sobie, widywałem bowiem tę figurę oryginalną nie tylko na ulicy, lecz miałem zaszczyt osobistéj z nią znajomości, bo mnie amicusy, którzy u niéj byli na stancyi, kilka razy do siebie wciągnęli. Pani Kindermanowa, jejmość wysokiéj postawy, trzymająca głowę do góry, mimo podeszłego wieku, miała twarzyczkę częstokroć czerwoną, którą lubiła farbować alkoholem, co ją rezolutną i wymowną czyniło. Pamiętając jeszcze Rzeczpospolitą, wyszła w czasie pierwszéj okupacyi pruskiéj za jakiegoś urzędnika, którego portret, odznaczający się harcopem, czerwonym kołnierzem i żółtemi guzikami, wiszący nad kanapą, pokazywała mi raz z chlubą, opowiadając o nim różne rzeczy i kończąc temi słowy: „mój mąż był dobry człowiek, miał ładny mundur, ale mnie też słuchał“. Mieszkali u niéj wtenczas bracia Paliccy i koleżka Wajhan ze