matki i chwycić się ojcowskiego rzemiosła, zwłaszcza iż pamięć ojca będzie mu późniéj u nas wielką pomocą. Udał się więc do tancmistrza baletu, który go przyjął w naukę i przez cały rok bodajnie ćwiczył się nasz Ruchaś, jak go zwyczajnie zwaliśmy, po większéj części razem z baletniczkami na scenie berlińskiéj opery. Potem pojechał na czas niejaki do Paryża i wrócił, zdaje mi się, z końcem czterdziestego roku do Poznania, gdzie zawód swój rozpoczął. Był zresztą do tego dobrze nsposobiony: średniego wzrostu, udatnéj i zwinnéj postawy, z fizionomią dość przyjemną, chociaż nie genialną, łączył z tem istotną znajomość swego kunsztu i tańczył bardzo zgrabnie. Szło mu też w pierwszych latach całkiem nie źle; zimą miał w mieście liczne partye dziewcząt lub chłopców, latem częstokroć uczył po wsiach majętniejsze panienki. Ale z czasem rzecz się zmieniła. Brakło mu, szczerze mówiąc, na należytym polorze, na zręczności obracania się w wyższych towarzystwach, na stateczności w kawalerskiem życiu, w którem u niego pewna bezmyślność i nieoględność przeważała; zaszkodziła mu także nie mało, ile pamiętam, chociaż właściwie bez jego winy, awanturka rozgłaszana po świecie, że chcąc wykraść jakąś bogatą pannę, co było tylko une idée fixe umysłowo niezdrowéj ciotuni owéj panny. Prócz tego jednak przyczyniał się najwięcéj do utrudniania zarobkowości w tancerskim zawodzie wzrastający ubytek majętniejszych rodzin, jako też okoliczność, że taniec przestawał być kunsztem i zamieniał się powoli na podrygające bieganie, którego się właściwie nikt uczyć nie potrzebuje. Coraz więc ciężéj rok za rokiem ubiegał panu Onufremu i musiał coraz mocniéj szarpać diabła za ogon, bo i starość przyszła, siła znacznie osłabła, a za lepszych czasów nic się nie odłożyło. Do ostatniéj chwili wszakże rąbał się z niefortunnym losem jako tako, daw-
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/149
Ta strona została przepisana.