nas prowadzono rzędem, aby się pokazać i ukłonić staréj księżnie i stojącéj przy niéj, maskowanéj także, solenizantce; potem to wszystko chodziło, rozmawiało; co było trochę starsze, tańczyło jak umiało, a co było zbyt młode, krzyczało i robiło mamom ambaras. Po kolacyi odsyłano większą ciększą część liliputów do domu, te zaś, co zostały jeszcze, spały po kątach, podczas gdy osoby dorosłe tańczyły.
Na jednym z takich balików zdarzyła się awanturka, którą mi nieraz opowiadano. Chłopak jakiś pięcio-czy-sześcio-letni ściągnął na się uwagę swoim ubiorem; oglądano go i winszowano matce, że go tak zgrabnie ustroiła.
Między innymi przystąpił także jenerał Wrangel, dowodzący wtenczas tutaj brygadą konnicy, i wśród rozmowy z matką zapytał szanownego synka, czy kocha Niemców? Odebrawszy na to pytanie niezadawalniającą odpowiedź, odwrócił się rozgniewany. Ojciec owego chłopca był urzędnikiem i dostał się, skutkiem tego, w mocne tarapaty. Nastąpił pewien ustny czy piśmienny berycht do przełożonéj Jego władzy, który pociągnął za sobą śledztwa i protokuły; rzecz poszła aż do Berlina, i gdyby nie wpływ i usilne starania księżnéj Ludwiki w téj sprawie, byłby ów niemądry dzieciak ojca swego urzędu pozbawił.
Niemało czasu minęło od ostatniego z wspomnianych kinderbalików, gdy miałem sposobność przedstawienia się znowu księżniczce Wandzie, a raczéj księżnie Adamowéj Czartoryskiéj; od paru lat już bowiem była za mężem i mieszkała obok braci w Berlinie. Widziałem ją wtenczas tylko dwa czy trzy razy i zrobiła na mnie wrażenie młodéj pani szwankującéj na siłach; szczupła i blada, przypominała z twarzy nieco matkę swoją. Wiele częściéj zdarzyło mi się słyszeć o niéj od mego współkolegi Cegielskiego, który jéj dość długo dawał
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/15
Ta strona została przepisana.