żał do ojca owych trzech braci, Wincentego Krzyżanowskiego, który przybył z Krakowa i osiedliwszy się tutaj, miał prócz tego kilka innych posiadłości w mieście, mianowicie część gruntów teraźniejszego Sapieżyńskiego placu, odprzedaną późniéj Kramarkiewiczom. Przypomniałem sobie ten dworek, panie Ludwiku, bo jako dzieciak byłem tam kilka razy z matką moją lub ojcem, którzy się znali z Krzyżanowskimi i wiem jeszcze, że mnie tam bawiły szczególnie rozmaite ptaszki skakające i śpiewające w klatkach. Postać starego jegomości zataiła się w méj pamięci, ale jego panię, osobę niskiego wzrostu, dość otyłą, o rysach twarzy wyrazistych i ciemnych włosach wielkim czepkiem pokrytych, mam jeszcze przed oczyma, zwłaszcza że widywałem ją u méj babki, z którą się przyjaźniła. Pierwszego jéj syna Józefa znałem tylko z widzenia, równie jak i jego okazałą, przystojną żonę, rodem Seyfrydównę, nie wiele więc o nim powiedzieć ci mogę, chyba to, że od młodych lat był z zawodu kupcem, prowadził handel budulcowem i opałowem drzewem, który dość długo szedł pomyślnie, ale późniéj, jak to w interesach kupieckich często się trafia, nastały niefortunne konjunktury, do nich zaś, ile słyszałem, przyczyniła się najwięcéj budowa tego domu tutaj, pociągająca za sobą nieprzewidziane koszta; dość, że nastąpił krach i spowodował niemal zupełny rozstrój finansowy. Mimo to i mimo podeszłego już wieku, krzątał się pan Józef jak mógł, dzieci wychował, z syna młodszego, który należy teraz do wzorowych naszych plebanów, doczekał się wielkiéj pociechy i, dopóki mu sił starczyło, pracował potem jako urzędnik miejski, pobierając cło przy chwaliszewskim moście.
Wiele lepiéj znałem za młodu drngiego brata, Jana, który, ukończywszy tutaj nauki gimnazyalne krótko po dwudziestym roku, słuchał prawa w Wrocławiu, a po-
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/152
Ta strona została przepisana.