przed Masłowskim, rywalizowała w zegarmistrzowstwie i Didelotem ze Starego Rynku i do któréj bodajnie kamieniczka ta należała. Ten wysoki i chudy jegomość, nazwiskiem, zdaje mi się, Grabiński, dłubał sobie tu na pierwszem piętrze w zegarkach, lecz nie wiele miał do dłubania, dla tego żył skromnie, bez rozgłosu i nie byłby mi utkwił w pamięci, gdybym prawie codzień przez wiele lat, nie był czytał jego nazwiska na szyldzie, między dwoma wielkiemi zegarkami wypisanego, i nie spotykał się z nim często za miastem. Odbywał bowiem regularnie przechadzki, najczęściéj ku Dębinie, nie sam, lecz zawsze ze żoną, jak on nie młodą, cienką i wysoką, Kąsinowską z domu, którą trzymając pod rękę kroczył poważnie i z głową do góry, może dla tego, że podobno jejmość pochodziła z szlacheckiego rodu.
Lepiéj niż poczciwego Grabińskiego znałem jego sąsiada, mieszkającego tuż obok na rogu Ślósarskiéj uliczki, a był nim Jagielski, brat słynnego niegdyś w mieście i na prowincyi lekarza, o którym ci późniéj też słów kilka powiem. Miał on tu przez długi czas fabrykę świec i mydła i był między Polakami głównym przedstawicielem téj gałęzi przemysłu. Powodziło mu się dobrze, bo wtedy jeszcze tylko w bogatszych domach ujrzałeś wieczorem lampy olejne, po dworach pańskich świece woskowe, świat cały zresztą palił łojowe świece, trzygroszowe lub trojakowe, a mydła używano swojskiego, chociaż ani wyglądało pięknie, ani też pachniało. Ponieważ proceder zapewniał należyte utrzymanie, znalazła się też żona, wcale ładna brunetka, ile pamiętam, Kokczyńska rodem, i następnie dość liczne potomstwo, z którego jednak matka nie doczekała się pociechy, umarła bowiem jeszcze w sile wieku, a nasz Jagielski, po kilku latach żałoby, ożenił się powtórnie z osobą nie młodą, ale roztropną i spokojną, panną Żupańską, naj-
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/159
Ta strona została przepisana.