Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/163

Ta strona została przepisana.

dzo przemyślny w wynajdywaniu sposobów i sposobików, osobliwie gdy mu szło o wyszczególnienie swéj osobistości, lub zysk materyalny. — Nieraz podziwialiśmy zręczność, z którą umiał się kręcić, aby wyjść jak najłatwiéj i jak najtaniéj przy zaspakajaniu potrzeb lub użyciu przyjemności; wszakże nie był egoistą i udzielał chętnie kolegom pomysłów swoich.
Słuchał na uniwersytecie historyi i filologii, z zamiarem wykształcenia się na nauczyciela gimnazyalnego, ale — chociaż do nauk nie miał zbyt wielkiego zapału ani też wybitnych zdolności i chodziło mu głównie o praktyczną z nich korzyść — odznaczał się jednak już w szkołach, mówiąc i pisząc, pewną skłonnością do deklamacyi i do puszczania poważnych sentencyi. — Odważył się wcześnie, bo jeszcze w Berlinie, na pole literackie, nie jako pisarz oryginalny, lecz jako wydawca, bądź z fantazyi, bądź też, żeby sobie parę talarków zarobić, których była potrzeba, bo z domu nadto obficie nie płynęły. Zaraz w pierwszym roku uniwersyteckim wydał po polsku znany wtenczas figiel jakiegoś niemieckiego autora, pod tytułem: Dowód, że Napoleon nigdy nie istniał, a dwa czy trzy lata późniéj, znalazłszy bodajnie w bibliotece królewskiéj oryginały, puścił w świat Jocoseria, albo poważnych ludzi pisma i powieści, zbiór różnych sentencyi, dykteryjek, bajdulstw i wierszyków, które sobie, w początkach przeszłego wieku, jakiś stary szlachcic — wedle ówczesnego zwyczaju — z nudów spisywał; prócz tego Torquata Tassa komedyę pasterską przełożoną na język polski przez nieznanego autora i wreszcie Źródła do dziejów Polski. Nad wartością tych wydań rozwodzić się nie będę, panie Ludwiku, bo ich od pół wieku nie widziałem, ale mam jeszcze