z trojgiem małych dzieci w bardzo trudnem położeniu i prawie bez zasobów, gdyż w owym czasie pensye urzędników częstokroć zalegały, a zmiany polityczne i ciągłe przechody wojsk powiększały niepewność stosunków i niedostatek powszechny. Pani Herwigowa odznaczała się przez całe życie jasnym rozsądkiem, silną wolą i głębokiem poczuciem religijnem, nie straciła zatem, po niespodzianéj śmierci męża, nadziei w Bogu i zaufania do siebie, a zebrawszy to trochę, co pozostało, przeniosła się do Poznania, poczuwając się przedewszystkiem do obowiązku jak najstaranniejszego wychowania dzieci. W pierwszym czasie znalazła punkt oparcia u Bernardynek, gdzie dzisiaj są Szaretki, miała tam bowiem siostrę i siostrzenicę w habicie; starszą córkę posłała do Kaulfussa, syna do gimnazyum. Ale pobyt w klastorze był przemijającą koniecznością; pragnąc przedewszystkiem zapewnić sobie czynne i samoistne życie, powzięła myśl założenia pensyonatu i wychowywania dziewcząt, zwłaszcza, że, oprócz szkoł Kaulfussa, znajdował się wtenczas tylko jeden pensyonat żeński w Poznaniu, Francuza Trimaila, o którym ci mówiłem, gdyśmy chodzili po Wrocławskiéj ulicy. Pani Lipska, z któréj rodziną była od dawna w blizkiéj znajomości, nie tylko utwierdziła ją w tym zamiarze, lecz pierwsza oddała jéj córki swoje w młodziutkim wieku będące. Przypominasz sobie zapewne, co ci już dawniéj o pannach Lipskich, o ich babce, pani Wilczyńskiéj ze Szółder, która po śmierci ich matki miała nad niemi opiekę i o ich późniejszych mężach powiadałem; nie będę się więc powtarzał, dodam tylko, że wszystkie trzy przez panię Herwig wychowane pozostały z nią aż do końca w stosunkach najszczerszego wzajemnego przywiązania. Po tych pannach przyszły niebawem inne z rozmaitych stron Wielkiego Księstwa i Królestwa, wszakże nie mogę ci wyliczać
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/172
Ta strona została przepisana.