wszystkich jednostek tego szeregu, ciągnącego się bez przerwy lat czterdzieści przeszło, aż do piędziesiątego piątego roku; znajdowały się między niemi przedstawicielki najrozmaitszych naszych rodzin obywatelskich i spotkałbyś jeszcze tu i owdzie na prowincyi podżyłą matronę, która ci wspomni z wdzięcznością o pani Herwigowéj i swobodnych latach pierwszéj swéj młodości u niéj spędzonych.
Do najdawniejszych, które tam były razem z pannami Lipskiemi, należały, ile pamiętam, panna Józefa Zakrzewska z Nielęgowa i Aniela Braunek. Pierwsza niska brunetka, żywego i czułego usposobienia, przy tem majętna jedynaczka, wychowała się u pani Herwigowéj od lat dziecinnych, a będąc sierotą, uważała ją niemal za matkę; dla tego też, gdy, wyszedłszy późniéj za kuzyna swego Napoleona Zakrzewskiego, w dwa czy trzy lata po ślubie zapadła na suchoty i czuła się bliską śmierci, pragnęła ostatnie chwile spędzić przy swéj opiekunce, i przewieziona do Poznania wkrótce potem w jéj mieszkaniu umarła, trzymając ją za rękę. Druga, panna Aniela, była, ile pamiętam, osóbką innego rodzaju; jasna blondynka, z niebieskiemi oczyma i z noskiem trochę do góry, słynęła między koleżankami wesołością i dowcipem, niemniéj jak uczynnością i dobrocią serca; uśmiech nieschodził z jéj białéj i rumianéj twarzy, a gdy dorosła, znalazło się w towarzystwach i na balach koło téj kwitnącéj rośliny adoratorów niemało. Ponieważ w naturze les extrèmes se touchent, przeto i panna Aniela, wkrótce po trzydziestym pierwszym roku, wybrała sobie z ich liczby zwinnego młodzieńca, lecz istnego Włocha, Waleryana Kurowskiego, zwłaszcza, że już jako prymaner wzdychał do niéj wytrwale. Niewidziałem jéj potem lat prawie dwadzieścia, a gdyśmy się wreszcie znów spotkali w Poznaniu, ledwom
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/173
Ta strona została przepisana.