wy narodowéj nie szczędził. Ostatnie lata, szwankując już mocno na zdrowiu, spędził pan Antoni w dobrze zasłużonym odpoczynku i pobożnych praktykach, późnego doczekawszy się wieku, bo nie tylko obchodził półwiekową rocznicę jako obywatel naszego miasta, lecz wkrótce potem także złote wesele. Czterdziestego czwartego roku zeszedł z tego świata spokojnie, przykładnie i gdyby nie strata kilku córek zmarłych w młodości, których odżałować nie mógł, byłoby życie jego domowe przedstawiało obraz zupełnéj pogody. Sam sobie wszystko zawdzięczał, własną, ciężką pracą doszedł do dobrego mienia, miał uczciwe imię między ludźmi, dzieciom zabezpieczył przyszłość, wszakże to dosyć, panie Ludwiku!
Trzy córki pana Antoniego wyszły za mąż należycie wyposażone; jedna z nich była matką Kaźmierza Kantaka, którego zasługi w obronie narodowości naszéj wiadome każdemu, dwaj zaś synowie zostawili między nami, cośmy ich znali, miłą pamięć po sobie. Obydwaj wykształceni w tutejszem gimnazyum, idąc za przykładem ojca, obrali sobie zawody praktyczne. Z młodszym, Karolem, zdarzyło mi się kilka razy spotkać i rozmawiać; był on z twarzy i włosów podobny do ojca i przypominam sobie, że robił wrażenie wesołego i przyjacielskiego kawalera, biorącego życie trochę z łatwéj strony. Wyuczywszy się piwowarstwa i odbywszy wojenkę trzydziestego pierwszego roku, urządził sobie browar, bodajnie na Chwaliszewie. Proceder szedł dobrze z początku, bo się znał na nim, ale nadarzył mu się wkrótce jakiś maryaż z miłości nie zupełnie trafny, ztąd trudności w życiu, a po paru latach zjawiła się choroba, któréj pan Karól uległ w młodym wieku. Ze starszym jego bratem żyłem w bliskich stosunkach, nie dziw więc, że ile razy przechodzę koło tego rogu i spojrzę na tę firmę, staje mi przed oczyma sympatyczna osoba Józefa Napoleona
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/185
Ta strona została przepisana.