jechałem do Paryża, powinienem księciu złożyć uszanowanie, zaręczając, że jako istota z Księstwa, polecona przez pana Macieja Mielżyńskiego, łaskawe znajdę przyjęcie. Pojechaliśmy więc jednego dnia omnibusem strasznie daleko, bo książę Adam mieszkał wtenczas na samym końcu faubourg du Roule, blisko rogatki, w najętym dworku, niezbyt obszernym i gdy nas wprowadzono na pierwsze piętro do pokoju skromnie wyglądającego, zajętego z jednéj strony przez szafy z książkami, a w środku stołem papierami pokrytym, zastaliśmy tam starego pana średniego wzrostu w czarnym surducie, siedzącego przy biurku. Głowa jego posianą była rzadkim, zupełnie białym włosem; czoło wysokie, zmrużające się oczy, blade, nieco owisłe policzki i usta okazywały wrodzony spokój i skłonność do namysłu, oraz pewne zmęczenie, cała zaś twarz miła i poważna czyniła bardzo sympatyczne wrażenie, zwłaszcza gdy ją dłuższa rozmowa ożywiła. Mówił zaś powoli, zwykle dość cichym głosem, jakby się zastanawiał wpierw nim co powie, ale wszystko było jasne, wyraźne, czasem w piękne słowa ujęte. Stosunki naszego Księstwa nie były mu obce, jednak i wtedy i późniéj wypytywał mnie szczegółowo o wypadki, osoby i usposobienia tamże, bo właśnie w owym czasie rozpoczęła się u nas owa agitacya Centralizacyi Wersalskiéj, która do klęski czterdziestego szóstego roku doprowadziła.
Nie żądasz zapewne odemnie, panie Ludwiku, abym się puszczał na dziejowe lub polityczne wywody o księciu Adamie; osobistość historyczna tak ważna znaną ci być powinna z książek, których o niéj pisano i piszą nie mało, chociaż rzadko kiedy bezstronnie; powiem ci tylko, co tam na Faubourg du Roule sam widzieć i słyszeć mógłem, że wtenczas książę i jego najbliżsi w ustawicznéj byli czynności. Z jednéj strony tak w Paryżu jak i w Lon-
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/21
Ta strona została przepisana.