Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/212

Ta strona została przepisana.

polskich. Brettner nie okazał się bynajmniéj przeciwnym dla nowego prądu, lecz owszem szerzył go i wspierał, ile mógł, do końca swego życia, chociaż nie szło mu to zbyt łatwo, bo w tutejszym zarządzie i w kołach ministeryalnych napotkał nieraz na opór i niechęci. Mając dozór i opiekę nad szkołami katolicko-polskiemi, dbał gorliwie nie tylko o potrzeby ich materyalne, lecz z równą troskliwością starał się wyjednać im i zabezpieczyć to, co dla nich było korzyścią moralną i duchową. Po długich korowodach z władzami przeprowadził zbudowanie nowych gmachów gimnazyalnych w Trzemesznie i Poznaniu, aby wzrastającą każdorocznie liczbę uczniów można było pomieścić dogodnie i dopomógł Wojciechowi Lipskiemu wpływem swoim u rządu do założenia trzeciego gimnazyum katolickiego w Ostrowie, a nazbyt skromne wtenczas etaty nauczycieli przy owych zakładach, za jego usilnem staraniem, podwyższone zostały po dwakroć.
Zasada bezwzględnego wytępiania naszego żywiołu nie była wtenczas jeszcze tak stałą i powszechną, jak teraz, a Brettner nie tylko o niéj nie marzył, lecz owszem, uznając niezbędną potrzebę działania na serce i umysł młodzieży, osobliwie w początkach jéj kształcenia, za pomocą mowy rodzinnéj, trzymał się zawsze tego ludzkiego, moralnego i rozsądnego przekonania. Za jego czasów wykładano w niższych klasach wszystkie przedmioty po polsku, w średnich połowę, a trzecią część w wyższych; nauka zaś polskiego języka, teraz dowolna i po za plan wyrzucona, jako coś niewłaściwego i zbytecznego, była w szkole i przy egzaminach obowiązkową, a nawet trzema godzinami tygodniowo wyposażoną. Dla tego starał się Brettner ile możności o nauczycieli Polaków, którzy też w większéj części posady przy gimnazyach i seminaryach katolickich zajmowali; nawet dwóch