Polaków, Milewskiego i Szóstakowskiego, udało mu się osadzić na miejscach dyrektorów gimnazyalnych. Milewski, po kilku latach dyrektoratu w Trzemesznie, zyskawszy uzdolnieniem i postępowaniem swojem uznanie powszechne, zawdzięczał głównie zabiegom Brettnera, że go jako drugiego katolickiego radzcę do rejencyi poznańskiéj wezwano.
Takie rzeczy w obrębie szkólnym u nas zdają ci się teraz istną mytologią, bo widzisz, jak świat ten obecnie wygląda; man hat gründlich ausgerottet, bo po wojnie francuzkiéj wymagał tego podobno interes kultury, wszakże wątpię, czy chrześciańskiéj. Z Milewskim, pierwszemi laty, zgadzał się Brettner w urzędowych czynnościach jak najlepiéj, mieli bowiem obadwaj co do zadania szkoły i potrzeb miejscowych też same przekonania; w ostatnich jednak czasach zgoda między nimi nie była wzorową. Naczelny prezes Beuermann nie stawiał mu zbytecznych przeszkód, tylko kolega jego, radzca Mehring, osobliwie zaś prezes Wegnern, będący od samego początku przedstawicielem obecnego systemu, starali się częstokroć usuwać jego wnioski i zamiary uniemożebnić, a wpływ ich na pierwotne jego usposobienie stał się z czasem widocznym. Niejedna dobra chęć Brettnera poszła skutkiem tego na wiatr, jak n. p. jego zabiegi o założenie jeszcze dwóch czy trzech katolickich gimnazyów w Księstwie, szczególnie zaś o przywrócenie gimnazyum trzemeszeńskiego, gdy, jak ci dawniéj opowiadałem, sześćdziesiątego trzeciego roku rząd je rozwiązał; słyszałem nawet, że od narad nad tą ostatnią sprawą zupełnie go usunięto.
Jako dyrektor i nauczyciel pozyskał sobie Brettner rzetelny szacunek i życzliwość uczniów, a przytem zaufanie naszéj publiczności. Zbyt grzecznym w obejściu nie był, ale za to sprawiedliwym i wyrozumiałym, zwykle
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/213
Ta strona została przepisana.