piwa, kazał mu ranę opatrzyć i zaprowadzić go do lazaretu.
Pędzono go zatem z mnóstwem innych do Opola, gdzie pierwszą noc, wycieńczony i zbolały, przesiedział całą na klocu przed karczmą, a nad ranem dokuczały mu żydki, które, obskakując około niego i skrobiąc mu marchewkę pod nosem, śpiewały znaną wtenczas piosenkę rewolucyjną: „Przelejemy krew!“ Przechodząca tamtędy służąca rozpłakała się na ów widok i pobiegła opowiedzieć swéj pani, a pani ta, nazwiskiem Kotarbińska, była dla schorzałego jeńca troskliwą opiekunką gdy kilka tygodni w opolskim lazarecie przeleżał. Skoro jakokolwiek wyzdrowiał, popędzono go do Lublina, potem ku Brześciowi litewskiemu, odzianego w płócienną kurtkę, chociaż już zimno dokuczało; szczęściem na drodze spotkała go przejeżdżająca pani Zajączkowska, zlitowała się nad nim i okryła wybladłego lekkim płaszczykiem damskim.
W Brześciu trzymano jeńców dni kilka w spustoszałym i zrujnowanym kościele, a w dalszéj przeprawie przez Nieśwież do Mińska, Rymarkiewicz, którego trapić zaczęła gorączka, tak zesłabł, że pozostał daleko za innymi i przydano mu żołnierza, aby go popędzał. W tym także przypadku doznał miłosierdzia zacnéj kobiety; gdzieś na popasie ujrzała go pani Januszkiewiczowa, dała mu posiłek, kożuch swego sługi i uprosiła komendanta prowadzącego jeńców, że mu chłopskim wózkiem pozwolił jechać daléj. Gdy przybyli do Mińska, zamknięto wszystkich w więzieniu dla złoczyńców; znalazł się tam między innymi Albin Górecki, o którym ci dawniéj wspomniałem; nie długo się jednak jego towarzystwem cieszył Rymarkiewicz, bo nazajutrz, straciwszy przytomność, przeniesionym został do lazaretu urządzonego, dla mnóstwa chorych, w seminaryum duchownem. Tutaj zajął się nim uczciwy Moskal, lekarz wojskowy Łowzow,
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/226
Ta strona została przepisana.