Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/24

Ta strona została przepisana.

prowadził i zastaliśmy go w mieszkaniu wraz z żoną, a raczéj pół-żoną, dwoma dziećmi i młodym, elegancko ubranym Bułgarem, który się całkiem dobrze po francuzku wyjęzyczał. Pan Michał, mężczyzna blisko czterdziestki, dobrego wzrostu, barczysty, z głową trochę łysawą, długiemi, po kozacku zwieszonemi, czarnemi wąsami, z twarzą przyjemną i swobodną, zdawał się być wtenczas zadowolony ze świata i z siebie; rozprawiał żwawo i głośno, a opowiadał nam niektóre przygody z swéj podróży w krajach podbałkańskich, gdzie był jednym z pierwszych, którzy tam poczucie polityczne i narodowe rozbudzali. Siedząc obok niego, zmiarkowałem, że lepiéj być trochę zdaleka, gdy mówił, miał bowiem ten niemiły przymiot qu’il tuait les mouches au vol. Ponieważ tak przy tem spotkaniu, jak i kilkakrotnie późniéj, nie szczędził w rozmowie patryotycznych wywnętrzań, o których szczerości nikt wtenczas ze znajomych jego nie wątpił, zwłaszcza iż się na swoich emisarkach dobrowolnie na niejedno niebezpieczeństwo narażał, trudno mi było pojąć, że przy samym schyłku mógł się stać odszczepieńcem narodowym i zadać kłam wszystkiemu, co przez cały niemal ciąg żywota mówił, pisał i czynił.
Wracając znów, panie Ludwiku, do jenerała Zamojskiego, widziałem się z nim raz ostatni, gdy, po zupełnem zakończeniu wszelkich zawieruchów wschodnich podczas których towarzyszyła mu młoda jego żona, osiadłszy znów w Paryżu, przybył do Poznania, piędziesiątego ósmego, czy dziewiątego roku, aby teścia swego odwiedzić, a uzyskanie na to pozwolenia od rządu pruskiego niemało zachodów kosztowało. Znalazłem go fizycznie mocno zmienionym; trudno mu było czasem chodzić, cierpiał na ciężkie nerwowe bóle, i przez całe godziny leżącemu musiał służący gnieść i szczypać nogi i uda,