Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/242

Ta strona została przepisana.

wzrostu, którego piękna twarz, zwykle ponura gdy milczał, rozjaśniała się i ożywiała nadzwyczajnie, skoro zaczął mówić o ulubionym przedmiocie, o słowiańskiéj sprawie w ogóle, a szczególnie o współrodakach swoich, Słowakach karpackich. Mówił ich językiem, mieszając wyrazy polskie i czeskie, aleśmy się łatwo porozumieć mogli; objawiał dla narodu naszego wielką sympatyę, znał z grubszego historyę polską i literaturę, deklamował nawet ustępy z Mickiewicza. Rzadko mi się widzieć zdarzyło podobnego zapaleńca; niespokojny chodził ustawicznie po pokoju, odziany obszernym płaszczem z długą peleryną, a machając rękoma i rozprawiając o przeszłości, położeniu obecnem i przeznaczeniu Słowian, z wielką zawsze nienawiścią o Madziarach, gnębiących jego współplemieńców, robił na mnie czasem wrażenie jakiegoś proroka. Gdy wrócił do Halli, gdzie słuchał historyi, a przedewszystkiem zajmował się gramatyką porównawczą, zapomniałem wnet o Szturze i dopiero po dziesięciu przeszło latach ujrzałem niespodzianie nazwisko jego w dziennikach. Bynajmniéj się nieździwiłem, że mu przyszło zająć pierwszorzędne stanowisko w swoim kraju.
Ukończywszy, wkrótce po berlińskiéj wycieczce, studya za granicą, dostał w lyceum preszburskiem profesurę języka czeskiego i, bez względu na urzędowe stosunki, wydał niebawem kilka broszur niemieckich, wynurzając skargi Słowaków przeciw prześladowaniom Madziarów, którzy się zemścili odbierając mu miejsce. Mimo to nieprzestał w dziennikach niemieckich i w założonym z tegoż powodu dzienniku słowackim, domagać się dla swoich rodaków wolności i równych praw z potomstwem Arpada; wysyłał w tym celu deputacye do cesarza, założył pierwsze Towarzystwo słowacko-literackie, a nawet pokłócił się z braćmi Czechami, którzy mu bar-