Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/259

Ta strona została przepisana.

nami rozwagą, chociaż zdolnością nie raził. Szkół nie skończył, bo przeszedł wcześnie do służby pocztowéj. Widywałem tu późniéj dość często jego pomarańczowy kołnierz i złote guziki, ale zawodu swego nie zamknął w Poznaniu. Dokąd go przeniesiono, gdy się wyżéj w urzędzie posunął, jest dla mnie pytaniem bez odpowiedzi, ale o ojcu jego słyszałem, że, uzyskawszy emeryturę, przeniósł się, kilka lat po czterdziestym, z resztą familii do Hirschberga na Szląsku, aby tam lżejszem i spokojniejszem oddychać powietrzem.
Wspomniałem ci tak mimochodem, panie Ludwiku, o Sturtzlach, bo mi ten dom stawił przed oczy ową przykładną rodzinę niemiecką, na którą w młodym wieku tylokrotnie patrzałem, nawet przytoczę ci jeszcze, że ich siedzibę niegdyś nazywano kamienicą Frosta, bo najdawniejszym jéj właścicielem był, za méj pamięci, stary biuralista Frost. Otóż pana Frosta, mieszkającego na pierwszem piętrze, znałem także wraz z jego trzema dodatkami i lepiéj niż Sturtzlów. Różnił się od swego dolnego lokatora wyglądem i usposobieniem, przedstawiał bowiem wysokiego i jasnowłosego jegomościa z długim nosem, w niezbyt starannym ubiorze, natury trochę rubasznéj, lecz rozmownego i jowialnego. Mówił dobrze po polsku, równie jak trzy jego dodatki, t. j. wysoka i chuda małżonka, córka jéj całkiem ładna blondynka i syn nieco starszy odemnie, ruchawy i sprzeciwny młodzieniec.
Nie dziw się, że wiem o tem, bo ze starym Frostem nieraz rozmawiałem, z panną kolegowałem parę miesięcy na Grobli, w szkółce Kantorowej, a Emil Frost przechodził ze mną kilka klas gimnazyalnych i dokuczał mi często, lubo w gruncie nie złym był chłopcem i przyjacielskiego usposobienia. Nie wiem już nic zgoła kiedy i jak mi te wszystkie Frosty znikły z widnokręgu, anim