Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/3

Ta strona została przepisana.

zbytecznem, a dla mnie w niemałéj części nawet bolesnem, bo niejednę piekną nadzieję, z którą się szło do chrzcielnicy, niejednę radość, z która się patrzało na klęczące przed ołtarzem pary, los bezwzględny rozwiał zawcześnie, w kilku razach okrutnie. Gdy patrzę na tę ambonę, przesuwa się przed memi oczyma cały szereg kaznodziejów, którzy z niéj słowo boże głosili; widzę ks. Brodziszewskiego, Logę, Wieruszewskiego, Kidaszewskiego, przemających do nas uczniów, Wróblewskiego i Zeylanda, którzy ich nieraz zastępowali, i miłe mi to wspomnienie méj przeszłości szkolnéj i osób duchownych powszechnie wtenczas szanowanych.
Niezwykłych wypadków wewnątrz tego domu bożego nie pamiętam zresztą żadnych; cóżby tam bowiem wobec świętych obrządków, przy szczerem i doświadczonem usposobieniu religijnem ludności naszéj zajść mogło? Fara była pierwotnie, jak ci wiadomo, panie Ludwiku, kaplicą Jezuitów; sprowadził ich, w drugiéj połowie szesnastego wieku, do Poznania biskup Konarski. Dość spojrzeć zresztą na ten napis: ad majorem Dei gloriam i na tego księdza piorunującego skrzydlatą, wężami opasaną potworę herezyi, ozdoby nad szczytem głównéj bramy, aby odgadnąć, że tu panowała niegdyś Jezu humilis societas. Niektóre wiadomości z dziejów owego kolegium jezuickiego znajdą się tu i owdzie urywkowo podane; są o niem wzmianki w znanych dziełach Łukaszewicza, ale byłoby niewątpliwie ważną i zajmującą rzeczą dla nas, gdyby kto przedstawił mniéj więcéj dokładny obraz tych dziejów, bo Jezuici, jak niemal wszędzie, zajmowali w Poznaniu bardzo wpływowe stanowisko, owładnęli tu ztąd wychowanie wielkopolskiéj szlachty, zebrali ogromny majątek w ziemi i kapitałach, uczniowie ich aż nadto często i dobitnie dali się uczuć mieszkańcom miasta, a niejeden z człon-