spokój i wytrwałość, a dla znajomych przyjacielski uśmiech i swobodę słowa. Żałowaliśmy go tu szczerze, każdy bowiem w nim cenił patryotyczne zapały, tę chęć niespożytą zajmowania się dobrem ogółu, charakter silny i prawy, przytem równą dla wszystkich i rzetelną życzliwość, chociaż nie zawsze można było podzielać jego zdania i poglądy zbyt czasem idealne i niepraktyczne.
Pożegnamy teraz, panie Ludwiku, ów dom, przeszło półwiekową własność Poplińskich, i tylko ci jeszcze na zakończenie parę słów powiem o kamienicy, którą tu widzisz na rogu Garbar i ulicy Grobelnéj. Należy ona do nie wielkiéj liczby tych, co się nie zmieniły w naszem mieście od początku swego, chyba o tyle, że ją kilka razy pomalowano i że przed kilkunastu laty założono w niéj cukiernię. Kto ją za pierwszych pruskich czasów wybudował, tego niewiem, ale jéj najdawniejszym za méj pamięci właścicielem był mieszczanin poznański nazwiskiem Eliaszewicz. To nazwisko znalazłbyś może na Litwie, gdzie Eliaszewicze liczyli się niegdyś ad nobilissimos, bo nawet mitry biskupie spadały na ich głowy, ale nasz Poznańczyk nie miał zapewne z nimi nic wspólnego i nie słyszałem, iżby się był pochodzeniem szczycił. W przeszłym wieku jeszcze wyuczył się szewiectwa, doprowadził w tym fachu do pewnéj doskonałości, co mu się sowicie wynagrodziło, gdy za czasów wojen i przechodów francuzkich butów tysiącami żądano. Zbogacił się wskutek tego niejeden z naszych majstrów w Poznaniu i niektórych miasteczkach, a pan Eliaszewicz, zebrawszy fortunkę, kupił kamienicę, ale zawodu swego nieporzucił, bo, małym jeszcze chłopcem będąc, widywałem szyld jego tutaj między oknami. Dopiero w późniejszych latach wypoczął, a raczéj zajmował się czem innem. Jako szczerze nabożny człowiek, mający nieco wykształcenia i towarzyskiéj ogłady, przesiadywał
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/300
Ta strona została przepisana.