łach, gdzie się między kolegami odznaczał spokojnem usposobieniem i żarliwą chęcią do nauk, które ukończywszy w tutejszem katolickiem gimnazyum, zapisał się na uniwersytecie do wydziału medycznego. Wszyscy, co go znali, byli przekonani, że nie zadługo stanie tu u nas w rzędzie zdolnych i snmiennych lekarzy, oraz opiekunów chorującéj biedy, ale los zrządził inaczéj. Uzyskał młody Rakowicz w normalnym czasie stopień doktora, niedoprowadził jednak studyów do końca i zrzekł się praktyki lekarskiéj głównie dla tego, iż mu narzędzia słuchu zaczęły trochę niedomagać. Wszakże trzeba było coś robić; chwycił się więc dziennikarstwa i lat kilka redagował „Gazetę Toruńską“, a ponieważ praca jego okazała się korzystną dla ogółu i ponieważ wiedziano w Poznaniu, że się także kasowością i finansowemi sprawami zajmuje, gdy powstał tutaj Bank włościański, powierzono mn, za wpływem pana Jana Działyńskiego, który go, jako szkólnego kolegę, w dobréj miał pamięci dozór i kierunek owego zakładu, tem chętniej, iż uznawano powszechnie jego nczciwość i pilność. Zaufania współobywateli nie zawiódł, owszem, gdy go wkrótce potem wybrano do rady miejskiéj, pozyskał sobie nawet względy Niemców przez przyzwoite występowanie i troskliwość w wypełnianiu powierzonych mu zadań i referatów. Niedługo to jednak trwało; wątły jego organizm uległ niepamiętam już jakiéj chorobie, lecz pamiętam, że niespodziana śmierć doktora Rakowicza wywołała żal szczery w społeczeństwie polskiem naszego miasta.
Nic mi już więcéj, panie Ludwiku, nieprzypomina ta skromna szkółka, przed któréj miejscem stoimy; mówiłem ci, że ją powszechnie nazywano za Bramką, a dawano jéj ów epitet ponieważ stykała się bezpośrednio z jedną z bram starych murów poznańskich, które dopiero przed laty dwndziestu zniesiono. Nie była to
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/61
Ta strona została przepisana.