serca, a powagą księdza trzymał ich w należytych karbach. Dając w kilku klasach język polski, ucząc młodzież literatury ojczystéj, rozbierając z nią utwory Mickiewicza i innych poetów naszych, rozbudzał, będąc sam gorącym, może czasem nadmiernie jéj zapał swoim wykładem, i ta okoliczność zwróciła na niego uwagę nieżyczliwych; a gdy pewnego razu zadał do wypracowania temat: „O konieczności uczenia się języka ojczystego“, chłopcy niektóre popuściły zanadto cugle swéj fantazyi, rozpisując się nad nim niebacznie. Nie pochwalił im tego ks. Aleksy i nie szczędził przedstawień, ale te wypracowania dostały się do władzy szkólnéj, która uczniów ukarać nakazała, a księdza Aleksego ze służby zwolniła.
Żałuję, że ci téj sprawy bliżéj objaśnić nie mogę, byłem bowiem wtenczas dość daleko w świecie, a gdy czterdziestego ósmego roku koło WNocy wróciłem, zastałem już w Poznaniu Prusinowskiego, któremu trzemeszeńskie intermezzo bardzo szybko przeszło. Opowiadał mi o niem, ale ponieważ wtenczas głowy nasze zajęte były wrażeniami nadzwyczajnych wypadków, zatarło się to w méj pamięci, tyle wiem jednak, iż za głównych sprawców katastrofy uważał ks. Aleksy dyrektora Dziadka i nauczyciela Piegzę, indiwidua nieszczególne, którzy na jego postępowanie baczne mieli oko i nie szczędzili donosów.
Skończywszy tak niespodzianie swój zawód nauczycielski, spędził potem ks. Aleksy mniéj więcéj sześć lat między nami jako mansyonarz i kaznodzieja farny, i przez cały ten czas mieszkał tutaj nad Bramką, a chociaż wyglądało tam ciasno i nieświetnie, mógł, ile mi się zdaje, owe lata policzyć do najprzyjemniejszych i najswobodniejszych swego życia. On sam zajmował dwa przodkowe pokoiki, w tylnéj zaś izdebce mieściła się matka, którą wziął do siebie i która skromnem jego go-
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/67
Ta strona została przepisana.