„Wielkopolanin“ do Kościana i prawił po swojemu, ale, parę miesięcy późniéj, wytoczono mu proces i zapozwano redaktora przed sąd przysięgłych. Bronił się sam tak wymownie nasz redaktor, iż jednogłośnie uwolnionym został; mimo to, nie chcąc się zbytecznie narażać, dziecko swoje odstąpił Stefańskiemu, pod którego kierunkiem „Wielkopolanin“ jeszcze czas niejaki wegetował. Tak wielkie jednak zadowolenie sprawiało Prusinowskiemu przemawianie do ludu, iż na krótko tylko mógł sobie odmówić téj przyjemności i, gdy stan oblężenia zniesiono, wydawać zaczął „Wiarusa“. Rodzony ten braciszek „Wielkopolanina“ był od niego z początku wiele ostrożniejszym, chociaż tym samym duchem ożywiony i tym samym językiem władający; znalazł także powszechną wziętość i rozszerzał się po wsiach tem prędzéj, że go Liga wzięła pod szczególną opiekę. Ale i „Wiarnsa“ niedługim żywotem losy obdarzyły; od nrodzenia swego podejrzywany i nienawidzony w kołach rządowych, ściągnął na siebie, równocześnie z „Gazetą polską“, zakaz pocztowéj rozsyłki i po pół roku broń złożyć musiał.
Jak redaktorska, tak i wszelka inna praca szła księdzn Aleksemu z wielką łatwością i chętnie swéj pomocy użyczał w prywatnych, w publicznych sprawach, gdy go do nich wzywano; a ponieważ do nauczycielstwa skłonności swéj nie ukrywał, przeto, wkrótce po swojem przybyciu do Poznania, podjął się także nauki w szkole dziewcząt pani Tekli Herwigowéj. O téj szkole i połączonym z nią pensyonacie, najstarszym z tego rodzaju zakładów w naszem mieście, po dziś dzień jeszcze będącym w pełnéj czynności pod kierunkiem profesora Mottego i panien Danysz, nadmienię ci niektóre szczegóły, skoro się późniéj nastręczy sposobność. Prusinowski dawał tam parę lat lekcye religii i literatury polskiéj, a spotkać możesz, panie Ludwiku, na prowincyi jednę
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/71
Ta strona została przepisana.