Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/91

Ta strona została przepisana.

stego wieku; jest to ze wszech miar dogodne, nawet pańskie mieszkanie farnych proboszczy. Rezydującego w nim obecnie szanownego księdza Ziętkiewicza trzech poprzedników tutaj pamiętam. O pierwszym z nich, księdzu Hantuszu nic ci nie powiem, byłem bowiem jeszcze małą kreaturą, gdy zeszedł ze sceny tego świata i zaledwie przypomnieć sobie zdołam jak wyglądał; wszakże z nazwiskiem jego łączy się w méj wyobraźni nie wielka figura, trochę zgarbiona, o siwéj, na pół łyséj głowie. Mało co także o nim słyszałem, bo się niczem nadzwyczajnem nie odznaczał i należał podobno do owych księży z drugiéj połowy przeszłego wieku, którzy zadania swego nazbyt gorliwie nie pojmowali, a do światowego sposobu myślenia i życia skłonniejszymi byli niż w ogóle duchowieństwo naszych czasów.
Po nim nastąpił ks. Kinosowicz i parochował przy Farze aż do piędziesiątego trzeciego roku; znałem się z nim i rozmawiałem nieraz, nie byliśmy jednak w bliższéj komitywie. Osobistość księdza Kinosowicza, zaraz na pierwszy rzut oka, robiła przyjemne wrażenie. Prócz dość wysokiego wzrostu i kształtnéj postawy, miał w ładnéj twarzy coś miłego, ujmującego, osobliwie gdy mówił i gdy się uśmiechał; głos jego przytem był słodki i dźwięczny. Poznańczyk rodem, bo jego rodzice dzierzyli niegdyś jednę z owych śledziowych budek pod ratuszem, ukończywszy seminaryum, rozpoczął, ile mi wiadomo, zawód swój przy katedrze jako penitencyarz i odznaczał się tam kaznodziejskim talentem; nieco późniéj zaś należał także do głównych filarów konsystorskiego biura. Kilka kazań jego słyszałem i przypominam sobie, że, chociaż nie było w nich zbytku głębokich lnb wzniosłych myśli, zajmowały jednak uwagę słuchaczy i działały na ich uczucie doborem słów, stylem potoczystym w rodzaju Salezego Dmóchowskiego, osobli-