Wnosić stąd można, iż taki w przybliżeniu równomierny rozkład punktów przysłonecznych istnieje nietylko w tej, stosunkowo niewielkiej, sferze, w której to jesteśmy w stanie stwierdzić, ale i wewnątrz całej sfery, w której wpływ przyciągania słonecznego jest przeważający.
Weźmy za punkt wyjścia naszych rozumowań tylko te komety, które obserwowane były od początku XIX stulecia, gdyż w poprzednich stuleciach obserwowano komety tylko przygodnie, i to jedynie widzialne gołem okiem. W ostatniem stuleciu, dzięki udoskonalonym teleskopom i podziwu godnej pilności licznych astronomów, tylko nie wiele z tych komet, które można było widzieć, ukryło się przed wiadomością ludzką. W każdym razie za podstawę rozumowań przyjmujemy raczej mniejszą liczbę, aniżeli prawdziwą, a zatem i wyniki raczej będą za małe, aniżeli za wielkie.
Jak wyżej powiedziano, obserwowanych było w ostatnich 100 latach 150 przejść rozmaitych komet przez punkt przysłoneczny (komety peryodyczne rachowano tylko po razie), leżący bliżej słońca, aniżeli ziemia. Wszystkie te punkty przysłoneczne przypadają na sferę, zakreśloną dokoła słońca promieniem, równym odległości ziemi od słońca. Jeżeli zakreślimy kulę promieniem, równym odległości Neptuna, krańcowej planety naszego układu, od słońca, to, ponieważ promień drogi Neptuna jest 30 razy większy od promienia drogi ziemskiej, objętość tej kuli będzie 27,000 razy większą od pierwszej.
Strona:Marcin Ernst - O końcu świata i kometach.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.