Strona:Margrabina Castella from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1887 No245 part3.png

Ta strona została skorygowana.

Napróżno starał się zoryentować, i zrozumieć kierunek głosu...
Głos ten zdawał się przed nim uciekać i cichł powoli.
Młody człowiek nie tracił odwagi, szedł naprzód wolniutko a nadstawiał uszu i rozglądał się po murawie.
Teraz nie słyszał już nic...
Dotarł nakoniec do starego dębu o jakim wspominaliśmy przed chwilą.
Ileż par zakochanych wysiadywało pod jego cieniem, ile przysiąg miłości wiecznej... było tu wypowiedzianych?...
Czerwonawa kora była cała upstrzona wyobrażeniami serc gorejących i imionami zarozumiałych kupczyków i gryzetek.
Gorejące serca ostygły, płomienie wygasły, miłość uleciała, a śmiejące się usta zamilkły.
Sam jeden dąb tylko stał niewzruszony.
Młodzieniec żywo poskoczył i nachylił się, bo spostrzegł przed sobą na murawie kapelusz i pugilares.
Podniósł ów pugilares i zamierzał zobaczyć co zawiera.
Ale rzucił go w tej chwili i odskoczył z przerażeniem.
Potrącił głową o... nogi wisielca.