gdy nie patrzą prosto, kiedy ich właściciel z kimkolwiek rozmawia.
Jegomość o którym mowa, widocznie bardzo dużo trzyma o sobie, wodzi niedbale oczami uzbrojonemi w binokle po lożach i odwraca się coraz obojętniej, jakby chcąc przez to pokazać, iż żadna z kobiet nie zasługuje, na jego uwagę.
Tymczasem do krzeseł w orkiestrze podszedł inny młody człowiek, ubrany również elegancko, ale nie taki przystojny jak ów pierwszy.
Spojrzeli po sobie i kilku lekkiemi gestami porozumieli się ze sobą.
— Witaj, baronie, — odezwał się młody człowiek udekorowany, gdy przybyły zajął miejsce obok niego.
— Witaj, hrabio, — odpowiedział ten ostatni.
— Zkądże znalazłeś się pan tu dzisiaj?..
— Bywam tu prawie codziennie.
— Ho, ho, jest widać wabik jakiś?... jakaś sprawka sercowa, zakulisowa...
— A właśnie.
— Czy wolno wiedzieć szczegóły?
— Nie taję się nigdy z niczem!... Formoza, blondynka Formoza...
— Winszuję...
— Czy istotnie?...
Strona:Margrabina Castella from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1887 No250 part2.png
Ta strona została skorygowana.