— Odwagi panie!... — krzyknął margrabia — zrób pan jedno jeszcze wysilenie... dopłyń do czółna... nie rozpaczaj... — córka twoja ocalona!...
— Ocalona?... — zawołał starzec głosem nieopisanym... ocalona, powtórzył raz jeszcze.
— Tak ocalona... przysięgam.
— Czyjże to głos? — kto to przemawia do mnie? — Czy to sam Bóg? czy anioł z nieba przezeń zesłany?
Pomimo grozy położenia, Gaston nie mógł się powstrzymać od uśmiechu.
— Dobry panie, odpowiedział — nie jestem wcale aniołem, jestem najzwyczajniejszym człowiekiem, sąsiadem Białego domku...
Znajdowałem się także na morzu i przed chwilą pospieszyłem na ratunek córce pańskiej, którą podtrzymuję jak mogę najlepiej przy przewróconym zielonym czółnie. Pospieszaj pan do nas jak możesz najprędzej.
Słowa te przywróciły starcowi siły.
— Jeżeli moja córka żyje — zawołał płynąc ciągle, to dla czego się do mnie nie odezwie? — Blanko, błagam cię, przemów słówko jedno — tylko słówko! — potrzebuję usłyszeć twój głos ukochany!... Blanko odezwij się koniecznie...
— Panie, — odrzekł Gaston, —
Strona:Margrabina Castella from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1887 No261 part13.png
Ta strona została skorygowana.