Strona:Margrabina Castella from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1887 No264a part12.png

Ta strona została skorygowana.

Przybył natychmiast i ździwił się nie pomału zwrotem choroby, pokręcił głową, zbadał puls kilka razy i — „źle do licha” — wyszeptał.
— Czy masz pan jaką obawę doktorze? — zapytała żywo młoda kobieta.
— Bardzo wielką nawet szanowna pani.
— Jednakże zeszłej nocy uznałeś pan ranę za nie groźną.
— Uznałem i powtarzam, że rana nic nie znaczy, ale gorączka okrutna... Przyznam się, że nie przewidywałem nic podobnego, a toż to mózg zaatakowany.
— Nie tracisz pan jednak zupełnie nadziei?... nieprawdaż panie doktorze — odezwała się Blanka.
— Pani jesteś zanadto dobrą doprawdy, opiekując się tak tą małą awanturnicą, przeznaczoną bodaj na szafot! Z dzieci złodziejów i morderców nie wyrasta nigdy nic poczciwego. — Zła w nich krew, a zmienić jej nie sposób.
— Ależ doktorze, czyż to wina tej biednej małej, że jej rodzicami są przestępcy. Czyż może odpowiadać za współudział, w tem czego nie może rozumieć... Zresztą ktokolwiek jest, żywo się nią zajmuję i chcę wiedzieć,