Szedł wolniutko, obawiając się aby kroków jego nie posłyszała.
Można by sądzić — że chce ją zejść niespodzianie, a tymczasem wcale o tem nie myślał, zajęty cały tem wyłącznie, w jaki sposób rozpocząć i zręcznie poprowadzić tak drażliwą rozmowę...
Podszedł akurat pod drzewo pod którym siedziała wychowanka.
Nie słyszała snać jego kroków, bo nie odwróciła głowy.
Potrzeba było, aby się dostać do ławeczki na której siedziała, obejść ścieżkę do okoła — Gaston ujrzał teraz Joasię z profilu.
Miała ma sobie suknię białą i fartuszek z materyi blado-niebieskiej, z szelkami krzyżującemi się na staniku.
Pochyliła się trochę naprzód pogrążona w głębokiej zadumie.
W prześlicznej zgrabnej rączce trzymała astrę i obyczajem młodych dziewcząt obrywała z niej listki, usta zaś wolno się poruszające, szeptały te zaś pewne sakramentalne wyrazy:
— Kocha... lubi... szanuje...
— Czyżby myślała o Emanuelu?... — pytał się siebie Gaston. — O! gdyby się Blanka myliła, jakże by był szczęśliwym. Co bo za prześliczna, co ze dobrana byłaby z nich para... Nie...
Strona:Margrabina Castella from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1887 No271 part4.png
Ta strona została skorygowana.