rą już znamy — a do której wejście zupełnie było bluszczem zasłonięte.
Przystanęła cała drżąca, zachwiała się i aby nie upaść musiała się oprzeć o drzewo.
Jakiś szmer zaledwie dosłyszany wychodził z groty, a wydało jej się, że poznaje w nim głos Gastona i Joanny.
Błyskawica zajaśniała jej w oczach, poczuła palący szum w głowie, czuła, że ziemia się pod nią zapada, że drzewa zaczynają tańczyć w około.
Podobny atak, podług wszelkiego prawdopodobieństwa, powinien był skończyć się zemdleniem, Blanka jednak nie upadła, zwyciężyła się siłą woli, zaczęła przychodzić do siebie, a po chwili nie potrzebowała już oparcia.
Podeszła do groty...
∗
∗ ∗ |
Sam na sam Gastona z Joasią trwało już od godziny i mogło się było przeciągać do nieskończoności.
— Joanno!... Joanno!... — mówił margrabia z rozpaczą — przekonywam się, że mnie nie kochasz!...
— Czyżby to miało znaczyć, że cię nie kocham — odpowiadała wychowanka —