Naturalnie zajmował ten dom kupiec winny.
Po nad drzwiami widniał napis, wypisany czerwonemi literami na tle niebieskiem
Na dole mieściła się sala obszerna i trzy przegrody jedna za drugą, każda ze stołem i czterema taboretami, nazywane pretensyonalnie: gabinetami.
Szklane drzwi prowadziły ztąd do ogródka, w którym oprócz małych zielonych stolików i kilku altanek, nic a nic więcej nie było.
Wązkie schody z poręczą, obite starym czerwonym perkalem, prowadziły na pierwsze piętro.
Dom ten posiadał od frontu sień i dwa okna tylko.
Okiennice były pozamykane.
Kupiec stał przed sklepem z założonemi rękami, palił fajkę i zdawał się być w złym humorze.
Kiedy ukazali się pan Credencé i Larifla, nie ustąpił im nawet z progu.
— Czego chcecie? — zapytał gburowato,
— Butelkę z zieloną pieczątką kochany stary — odpowiedział na to Larifla.