nie wierzę... jakto... ty co przed chwilą oddawałeś mi krew swoję!...
— Jeszcze raz ci ją najchętniej oddaję... — odrzekł Larifla.
— Pod warunkiem że nie przyjmę tej ofiary!... — wykrzyknął Raul wzruszając ramionami.
— Ma się rozumieć, — mruknął blady młodzieniec.
— Słuchaj, — rzekł pan Credencé, uważaj na to co ci powiem.
— Obiecałem ci rentę stałą...
— Obiecałeś prawdziwy mój przyjacielu, pamiętam to i jestem ci wdzięczny nieskończenie...
— No... więc daję ci teraz do wyboru jedno z dwojga...
— Co takiego?...
— Cofnę rentę jeżeli nie zechcesz wyśledzić Raymonda, — zwiększę ją o dwadzieścia franków zaraz płatnych, jeżeli spełnisz moje żądanie.
Larifla poskrobał się w ucho
— Ponętne to; bo ponętne...
— A zatem?...
— Ma się rozumieć przystają... Jeżeli mnie spotka jakie nieszczęście, jeżeli Raymond mnie uśmierci, zapłacz nad mojemi popiołami...
— Więc Raymond jest zdaniem two-
Strona:Margrabina Castella from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1888 No5 part8.png
Ta strona została skorygowana.