dziewczyno!… Trzydzieści lat upłynęło między jednem a drugiem.
— Mniejsza z tem, historji tych powstań nie czytałam, choć panna Ziuta ofiarowała mi ilustrowanego »Sokołowskiego«, próbowałam czytać, ale to się zaczyna tak nudno, o różnych partjach. Rzuciłam okiem dalej, to tam był ciekawy kawałek, jak gdzieś ktoś Moskalom zabrał kasę, strzelając do nich ładunkami wykupionemi od ich własnych żołnierzy. Ale potem znowu: Biali — Czerwoni — Czerwoni z białem, Biali z czerwonem, w paski, w kratki, w kropki, jak chcecie!
— Czy to ma być dowcipne? Powiedz mi, a zacznę się śmiać.
— Impertynent jesteś!… Ja wiem tylko tyle, co papa zawsze powtarza, że oba powstania były głupstwem i szaleństwem, że skutkiem nich zaczęto stosować do Polaków różne represje i że odtąd poczęli oni zapełniać katorgi Sybiru.
Jerzy splunął.
— Moja droga, mówmy o czem innem, bo ja nie mogę słuchać takich sądów.
— Jesteś niesprawiedliwy, Jurku, — wmieszała się znowu Krysia. — Toć nic dziwnego, że Lili, wychowana w Krasnojarsku, ma tego rodzaju zapatrywania. Zamiast kłócić się z nią przy każdej sposobności, lepiej przeprowadź porządny kurs naszych dziejów porozbiorowych. Należy jej się tyle, jako naszej rodaczce i naszej siostrzyczce.
Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.