Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

do bombonierki, zrzuciła ją z hałasem i cukierki rozsypały się na wszystkie strony. Kiedy indziej Lili chciała rzucić karmelek Krysi, a trafiła profesora, ku wielkiemu jego oburzeniu. Najczęściej jednak dystrakcję sprawiał Gałganek. Raz wraz stawał, wyginał grzbiet w kabłąk i ziewał głośno, to znowu wspinał się swej pani na ramię, wywołując jej strofowanie, albo, gdy Nik machnął ogonem, zeskakiwał i przytrzymywał łapą kudłatą kitę niedźwiedzia.
Pewnego wieczoru był Jerzy lepiej niż zazwyczaj usposobionym. Składały się na to i warunki zewnętrzne: wiatr i deszcz biły o szyby, czyniąc tem milszem posiedzenie w pokoju, w którym rozpalono ogień na kominku, roztaczający dziwny, egzotyczny zapach, Lili bowiem sypnęła na węgle garść jakichś wschodnich wonności. Nika nie było w pokoju, wrażliwy bowiem na niepogodę, spał w przyległym pokoju już od rana. Obie panienki, ubrane biało, siedziały przytulone do siebie na niskiej kanapce. Jerzy opowiadał niedolę poszczególnych grup powstańczych, wydanych na pastwę głodu, chłodu i kul nieprzyjacielskich; opowiadał o bohaterstwie kobiet, dostawiających prowjanty, roznoszących listy, opatrujących rannych; opowiadał o ofiarności matek, wyprawiających dzieci do oddziałów z ostrzeżeniem lub wskazówką… Mówił tonem zniżonym, a panienki słuchały go z zapartym oddechem, ze łzami w oczach. Nagle rozległo się przeciągłe mruknięcie, potem szmer