Pewnego dnia w pierwszej połowie maja otrzymała pani Janina list od adwokata, który prowadził sprawę Jerzego, wzywający ją do Grodna.
Pojechała i wróciła nadspodziewanie prędko.
— Dziwnie postawiono kwestję — rzekła po przywitaniu, odpowiadając na pytania panienek. — Jakieś „naczalstwo“, którem jest jenerał Matiuszyn, podobno decydujący w tej sprawie, przyjął mnie dość uprzejmie, ale mało mówił o Jurku, natomiast usilnie wypytywał mnie o szczegóły tego wypadku z niedźwiedziem, który to tak wystraszył Timirasiewa.
Lili pobladła.
— No i co powiecie, że jenerał zaśmiewał się słuchając tego, a potem tak się dopytywał o Nika, że widząc w jak dobry humor go to wprowadza, opowiedziałam mu szczegółowo jak jest oswojonym i delikatnym.
— No i co?
— Nakoniec powiedział mi: Jak mi pani da tego niedźwiedzia, to zwrócę pani siostrzeńca; słowo jeneralskie!
— A ciocia co odpowiedziała? — prawie bez tchu zapytała Lili.
— Przecież znam moją Lilusię.
— Więc?
— Więc powiedziałam: dobrze, będziesz pan miał niedźwiedzia.
Zrobiła się cisza wielka. Pani Janina podniosła zaniepokojone oczy na Lili, spodziewała się
Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.