Nawet gdyśmy wykazywali, jak dalece zatrzymujemy w pamięci każde jego słowo, jeszcze nie był zadowolony. Kilkakrotnie powiedział o sobie, że jest „roztargany“ zamiast „roztargniony“, a o matce żony, p. Mehlmacherowej, zamiast „rozdrażniona“ „rozwydrzona“. Wobec tego na biletach wizytowych, znajdujących się na drzwiach, pod: Wilhelm Reigatz dopisaliśmy: „roztargany profesor“, a pod: Emilja Mehlmacher — „rozwydrzona staruszka“. I to go oburzyło!… Niesłychane!
Na pewno jednak nie podobało się p. Reigatzowej, że wszyscy trzej odznaczaliśmy się wybornemi apetytami; to było jedyną przyczyną naszej banicji.
No i wyleli nas!
Było nam trochę wstyd kolegów, gdy wypadło się przyznać, że po raz trzeci w ciągu roku szkolnego zmienić musimy stancję, ale z drugiej strony uszczęśliwieni byliśmy, że wydostajemy się z tej „donner-wefter’skiej“ atmosfery.
Tem bardziej byliśmy radzi, gdy po kilkodniowych poszukiwaniach ojciec mój znalazł nam stancję u pana Bolesława Rydla, urzędnika kolejowego. W nowej lokacie dopatrzyliśmy moc stron dodatnich: pan Rydel po pierwsze nosił to samo nazwisko, co nasz ulubiony poeta, powtóre, jako urzędnik kolejowy i to od ruchu, mało bywał w domu; dalej — miał żonę, która wyglądała, jakby trzech nie umiała zliczyć, z czego wnosiliśmy, że będzie pobłażliwą na nasze figle, wreszcie mieszkali pod samemi
Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.