Lili się wstrząsnęła.
— Biedny Jurek — szepnęła cichutko.
— I myślisz, że sama ten lokal zajmować będziesz? O nie, panienko!… będą siedziały z tobą złodziejki, awanturnice, może i jaka morderczyni,… dzieciobójczyni,… bo taka najłatwiej… zdarzy się na odmianę. Nauczysz ty się, nauczysz ładnych słówek! ładnych piosenek!… Lubić cię nie polubią, bo im gorsza łajdaczka, tem bardziej politycznych, a zwłaszcza młodych i ładnych, nie cierpi.
Uchwycił ją nagle za obie ręce i spojrzał prosto w oczy.
— Chcesz być aresztowaną, co, mała?
— Tak, panie generale!
Matiuszyn wyciągnął ręce, odskoczył, plunął ze złością.
— Sumaszedszaja, prosto sumaszedszaja![1] — zawołał.
Przeszedł się kilka razy po salonie i znowu stanął przed nią z rękoma w kieszeni.
— Zatem zaaresztuję panią.
Skłoniła głowę i stała wyczekująca.
— Ale protokół muszę spisać na miejscu przestępstwa, a że dziś po południu miałem jechać do Sołohub po przyobiecanego mi niedźwiedzia, zabiorę panienkę i na miejscu przestępstwa, po przeprowadzeniu odręcznego śledztwa oddam w ręce żandarmów.
- ↑ Warjatka! zupełna warjatka!