— Postaw tu rzeczy i kup dwa bilety pierwszej klasy. Ma pani jaki bagaż?
— Mam walizkę i pościel u portjera. Ale nie będę odbierała, skoro mam tu wrócić; tam są tylko rzeczy niezbędne mi w więzieniu.
Generał się uśmiechnął.
— Czy ja wiem, czy pani tu będzie odsiadywała więzienie? Może pozostawię panią w Białymstoku. Proszę o numer, jak przyjdzie tragarz, każę mu wynieść te rzeczy do wagonu. Umieści je razem z panią w damskim przedziale, bo ja zawsze śpię w wagonie bez przebudzenia… Zresztą nie wypada mi jechać razem z aresztowaną.
W Białymstoku na dworcu czekały konie naczelnika powiatu, zamówione telegraficznie przez gubernatora; była to ta sama trójka zeprzęgnięta w orła, którą przyjechał Timirasiew. Matiuszyn z całą galanterją pomógł wsiąść Lili i zabawiał ją przez drogę, przechodząc z tematu na temat. Dziewczynka była smutna, wyładowała całą swą energję i teraz z przerażeniem przedstawiała sobie życie czekające ją w więzieniu i przypuszczalną bezcelowość ofiary, jeśli gubernator rozgniewa się nie znalazłszy w Sołohubach przyrzeczonego niedźwiedzia.
Serce biło jej jak młotem, gdy podjeżdżali pod ganek. Wbiegła pierwsza na schody i wpuściła generała do przedpokoju, a że ciemno było zupełnie, wzięła zapałki z tacki niedźwiedzia i zapaliła lampę trzymaną przez niego.
Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.