Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.

się serdecznie uśmiały! A przecież to też coś warte na tym smutnym świecie!
Miała Wańdzia jeszcze drugi przydomek: Rymarka. Nazywano ją tak dla łatwości i zamiłowania w dobieraniu rymów. Niechno koleżanka zwróciła się do niej z prośbą:
— Wańdziu, pożycz mi kajetu!
Wnet odpowie:
— Do twego rozporządzenia wszystkie są te tu!
Albo powie jej sąsiadka:
— Wańdziu, rozplotły ci się włosy.
Na to ona:
— I nie grzmią niebiosy!
Czasem profesor zwraca się do niej:
— Proszę panią o ćwiczenie.
A ona wnet pod noskiem:
— Przenika mnie drżenie!
I tak zawsze. Czasami składała myśli bez związku, byle był rym, a im mniej było sensu, tem więcej śmiały się koleżanki.
Pewnego niedzielnego popołudnia, gdy z całego zastępu pensjonarek zaledwie dziesięć pozostało w murach pensjonatu, uprzyjemniając sobie czas muzyką i tańcem, weszła panna Aniela, siostra przełożonej, i rzekła zaraz z progu:
— Wańdziu, proszę do salonu.
— Gdzie zostaniesz aż do zgonu! — dokończyła półgłosem Wańdzia, zrywając się z krzesełka, na którem siedziała, akompanjując Reni Ofmańskiej w sławnym kotletowym walcu.