— Cielę nie, ale „parasionok,“ a także winko słodkie i konfitury!
— Ależ to bajkowa ciotka!
— Oj, konfitury litewskie — zawołała Tola — słyszałam, iż są doskonałe, że jedząc je, trzeba oblizywać sobie palce aż do łokcia.
— Otóż to! Wartoby się tem delektować, ale tak z wami trzema, no i dopuścić do uczty jeszcze Gienię, Dosię i Cechnę.
— Naturalnie, będzie bal!
— Tak, ale gdzie my to schowamy?… a?… jak mówi ciocia Samosieczyna.
— Prawda, gdzie my taką kolubrynę schowamy!
— W klasie czy w sypialni wyśledzą i wezmą do ogólnego podziału.
— Ja mam myśl! — wykrzyknęła nagle Lorcia.
— Słuchajcie, słuchajcie! nadzwyczajna nowina. Lorcia ma myśl!
— A mówią, że z pustej stodoły wróbel nie wyleci!
— Et, kiedy kpicie, to już nic nie powiem.
— No, mów, mów, Loruś, już nie będziemy ci przeszkadzać.
— Otóż tak: zaraz przy naszej sypialni jest mały korytarzyk, w którym stoją puste kosze panienek.
— No tak.
Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/187
Ta strona została uwierzytelniona.