Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.


I.

Pani radczyni Narzymska, według słów swej panny służącej »robiła się na piękną« tego wieczoru. Sztywny pancerz gorsetu doprowadził jej obfite kształty do modnego fasonu, w miarę wciętego i wydłużonego; bogata suknia z czarnej gazy lśniła kwiatami z dżetu i srebrnej łuski. Wiele sztucznych pasem i loków ręka fryzjera ułożyła w misterną piramidę, kryjącą dokładnie własne siwiejące i liche włosy. Do wykończenia tualety pozostała pani radczyni sama, zamknąwszy się na klucz. Na czem zasadzało się owo wykończenie, oko ludzkie nie oglądało nigdy, dość, że o godzinie siódmej drzwi się otworzyły i do salonu weszła pięćdziesięcioletnia pani Narzymska wyglądająca tak młodo, tak prawie bez śladu zmarszczek i żółtej skóry, że można jej było dać najwyżej lat trzydzieści.
Pan radca, równie elegancki i wykwintny, ale nie ukrywający swej sześćdziesiątki, podniósł oczy z nad gazety, uśmiechnął się i rzekł zadowolony:
— Piękna moja pani.