Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.

daje pocałunek. Niania struchlała!… Henio pocałował dzieciaka z ulicy, dzieciak z ulicy pocałował panicza! Zapomina, że to jej własne dziecko, ogląda się trwożnie, czy kto nie widział zuchwałego postępku jej synka i woła nerwowo:
— No idź już, Tadzik! idź, idź!
Tadzik odchodzi, ale ogląda się kilkakrotnie i, gdy »mama« z Heniem zadzwoniła do żelaznej furtki, zamykającej niewielki, lecz wytworny ogródek jednego z pałacyków w Alejach Ujazdowskich, zatrzymuje się przy niej i patrzy z zachwytem na piękne kwiaty, na ścieżynę wysypaną drobnemi kamyczkami i na biało ubranego chłopczyka, wchodzącego marmurowemi schodami do drzwi mieszkania. A gdy drzwi te otwarły się przed dzieckiem, woła jak może najdonioślej:
Chłopecu, chłopecu, ja psyjde bawić się z tobo — jutlo!
I dotrzymał przyrzeczenia.
Augustowa, nie znając zakazu radczyni, na prośby Tadzia zaprowadziła go nazajutrz pod furtkę pałacyku w Alejach. Stefa siedziała na ławeczce, plecami zwrócona do ulicy, cerując pilnie skarpetki Henia, który opodal na basenie, otaczającym wodotrysk, znudzonym wzrokiem gonił przewijające się złote rybki.
Chłopecu! — woła Tadzio — psysłem!
Stefa drgnęła, ogląda się; tak, nie omyliła się, to jej synaczek stoi za bramką w spłowiałem ubranku z niebieskiego trykotu i w czerwonym