— Ale!… onby nawet łyżki strawy biednemu pożałował!
— A na pieniądzach leży!
— Nie mógłby to jakiej sieroty przygarnąć!
— Ii… on psu i kotu żałuje pożywienia, dlatego rybę wziął sobie za przyjaciela, bo to najmniej kosztuje!
— Bo to nic nie kosztuje!… trochę okruchów ze stołu i robaków, które usuwa z ogrodu!
— A samolub! a pasibrzuch! a pasorzyt!…
I tak zacinaliśmy się w naszej zawziętości, że ten projektowany złośliwy figiel wydawał się nam niemal misją pouczającą względem starego samoluba.
— Zobaczycie, — wołał Elek — że on każe go wyjąć, podsmażyć i zje!
— Rozumie się, taki kutwa nie zmarnuje smacznego kęska.
— Będzie miał obiad z naszej łaski!
— A właśnie jutro piątek!
— Oby już raz…
— Zobaczyć jego minę, gdy się pochyli nad usmażonym Amisiem!
— Nie kwapiliśmy się jednak, chcąc zbadać, jak długo i czy twardo sypia.
W tym celu robiliśmy różne eksperymenta. Raz Elek wygrał serenadę z „Pajaców“ na grzebieniu tak fałszywie, że chyba wszystkie pająki, które są podobno wielce muzykalne, pouciekały z najskrytszych zakątków domu, lecz pan gospodarz nie rozbudził się. Innym razem Wojtek rurką
Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.