przywtarzania prawie każdemu, z kim przychodziło jej rozmawiać. Ciężka dola istoty zubożałej i wykolejonej spotęgowała tę ostatnią cechę, szczególniej w stosunku do możnych krewnych. Tem jednak zyskała zupełne zaufanie pani radczyni, przekonanej, że jedynie panna Nelka potrafi przeprowadzić skrupulatnie jej system, stosowany w wychowaniu Henia. Nie wiedziała bowiem, jak Nelka wzruszała zdumiona ramionami i trzęsła głową z wyrazem zgorszenia, gdy Stefa opowiadała jej, jak daleko posuwa radczyni swą ostrożność, broniąc Henia od wszelkiej styczności z dziećmi, i jak wtóruje ojcu Henia, gdy się uskarża, że w synu jego zabijane są wszelkie uczucia humanitarne.
Stefa nie usłyszała nigdy z ust p. Nelki krytyki postępowania pani radczyni, a jednak przeczuwała ją w gruncie, to też skoro tylko radcostwo odjechali, pocałowała ją w rękę i rzekła podnosząc proszące, śliczne oczy:
— Ja mam wielką prośbę do pani!
— Czego sobie życzysz, moja duszko?
— Ja mam chore dziecko.
— Chore, mój Boże, co mu jest?
— Przeszedł zapalenie płuc.
— Już przeszło?… Bogu dzięki!
— Tak, ale jeszcze nie wstaje i jest bardzo słaby. Doktor boi się, żeby się nie powtórzyło…
— O, trzeba ogromnie strzec małego po tak ciężkiej chorobie.
Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/246
Ta strona została uwierzytelniona.