— Prawda!… No, to niedobrze, bo jak kto potem powie pani radczyni, że to dziecko było tu w czasie jej nieobecności...
— Oto niema strachu… Olka jedna mogłaby naskarżyć, bo to szelma dziewuszka, ale, Bogu dzięki, pani zabrała ją z sobą, a Andrzejowa, kucharka i stróż i jego żona nie cierpią naszej pani, że taka nieużyta, to jeszcze radzi będą, jak jej się coś na złość zrobi.
— Chwała Bogu, chwała Bogu, kiedy tak… No to, moja Stefko, przywieź dziecko dziś jeszcze. Czy to chłopczyk, czy dziewczynka?
— Chłopczyk, proszę pani, mleczny brat Henia.
— To tem więcej; Henio ma nawet obowiązek względem swego mlecznego braciszka, którego odjadał w niemowlęctwie. O my oboje z Heniem będziemy dbali o chorego chłopczyka… Dobrze, Heniusiu, chcesz opiekować się chorą dziecinką?
Henio siadł na kolanach p. Neli z rzadką u niego swobodą.
— O, ja bardzo lubię Tadzia, ja go zawsze lubię…
— Więc wy się znacie?
Henio się zmieszał i spuścił oczy, przypominając sobie zakaz.
— Widział go parę razy — wyręczyła Henia w odpowiedzi Stefa. — Przecie niepodobna, żeby
Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/248
Ta strona została uwierzytelniona.