mleczny Henia… pozwoliłam mu spędzić kilka dni w pokoju matki, z racji rekonwalescencji…
— Pyszny okaz! — śmiał się pan Tarner, patrząc na Tadzia, który nie zwracając najmniejszej uwagi na rozmowę starszych, choć dotyczącą jego osoby, całował małego murzynka i podsuwał go pod usta Henia.
— Masz Bombelcie, całuj go, to twój syn, któregoś tak pragnął.
— To ogromnie dobre dziecko, grzeczne, posłuszne. Niech się pan dyrektor nie obrazi, ale ja uważam, że on ma bardzo dobry wpływ na Henia. Jest pełen inicjatywy, energiczny, śmiały.
— Bardzo wierzę, jest też najwyższy czas, aby Henio przestał być słońcem, około którego wszystko się obraca.
— Pan dyrektor tak się zapatruje?
— Naturalnie!
— O panie dyrektorze!
Panna Aniela omal się nie rozpłakała z uchwytu i wzruszenia.
— Bo pani radczyni wzbrania Heniowi wszelkiego kontaktu z innemi dziećmi, zwłaszcza biednemi.
— Pani radczyni jest stara mamusia. A kompan jest pyszny facet.... No, podaj mi rękę, towarzyszu.
Tadzio wysunął z pod fotelu wychudłą skutkiem choroby rączkę i wcisnął ją w szeroką dłoń
Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/253
Ta strona została uwierzytelniona.