Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/254

Ta strona została uwierzytelniona.

pana Tarnera, ale za chwilę zaczął się gramolić z pod »namiotu«.
— Zapomniałem się ukłonić — mruknął pod nosem.
Jedną ręką ujął poręcz fotela potem rozstawił bose nogi i zsunął je powoli, pochylając się w eleganckim ukłonie.
Pan Tarner nie mógł się wstrzymać od śmiechu.
— Widzę, że pięknie się kłaniasz, lepiej od Henia.
— On lepiej się kłania, bo już zna litery; nauczył się na mojem abecadle — zauważył Henio.
— Ty go lubisz, jak widzę.
— Kocham go — odparł Henio, obejmując Tadzia i tuląc go do siebie — i on mnie kocha.
— No, to będzie ci stałym towarzyszem: za rok zaczniecie wspólną naukę, potem razem pójdziecie do szkół, na uniwersytet, i da Bóg, obaj zostaniecie dzielnymi ludźmi.

IV.

Dziesięć tygodni minęło bardzo szybko obu chłoczykom, żyjącym całą pełnią wygodnego, wesołego życia dziecięcego. Na życzenie pana Tarnera wniesiono drugie łóżeczko do pokoju Henia, a Tadzio po raz pierwszy w życiu dostał zupełnie nowe ubranko i buciki na swoją nogę, któremi był tak uszczęśliwiony, że przez trzy dni, kładąc się do łóżka, umieszczał je przy sobie na niebieskiej kołderce. Pomimo otaczającego go stale dobro-