I rzecz dziwna, Tadzio odchodził na tułaczkę, na niedostatek, a szedł z głową podniesioną i twarzą pogodną, Henio pozostając w dobrobycie i przepychu, zalewał się łzami, tuląc twarz do zimnej szyby.
Pani radczyni była nieugięta, nawet wobec stanowczo postawionego przez zięcia żądania, żeby syn jego miał towarzysza zabaw i nauki. A że oboje byli uparci, rzeczy zaszły tak daleko, że pan Tarner uprosił pannę Anielę, aby zamieszkała u niego, zabrał Henia od dziadków i polecił woźnemu ze swego kantoru, aby wyszukał przez biuro adresowe Stefanię Czereśnicką i sprowadził ją wraz z synem do jego domu.
Henio opuszczał pałacyk w Alejach z lekkiem sercem, wabiony nowością oraz perspektywą stałego obcowania z ojcem, którego kochał nad wszystkich na świecie, tem więcej, że babka wymawiająca mu od powrotu nieustannie niewdzięczność i przewrotność, dom mu ten obrzydziła. Wyrzuty te towarzyszyły potem wszystkim wizytom Henia u dziadków, a przykrość, jakiej stąd doznawał, nie była równoważoną kosztownemi podarkami i przysmakami, jakie od nich otrzymywał.
Szczególniej bolało Henia serduszko z racji stałego ignorowania Tadzia, lub odzywanie się o nim: »ten przybłęda«; dotykało to bardziej ambicję Henia, niż godzącego się ze wszystkiem Tadeuszka.
Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/256
Ta strona została uwierzytelniona.