Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/259

Ta strona została uwierzytelniona.

Nigdy nie dowiedział się Henio dlaczego zabito jego dobrego, zacnego ojca. Nikt tego dokładnie nie wiedział, zabójca zapewne niewiele więcej od innych.
Siłą okoliczności wracał Henio do dziadków, podczas gdy »intrygancka klika« p. Aniela, Stefa i Tadzio zostali, zdaniem radczyni, »rozpędzeni na cztery wiatry«.
Henio składał książki, zabawki i drobiazgi, dzieląc je bardzo sprawiedliwie na dwie grupy: dla Tadzia i dla siebie, gdy weszła pani radczyni, aby dopilnować pakowania przedmiotów wartościowych, które miały stanowić dla jej wnuka cenny spadek. Henio, ujrzawszy ją, położył spokojnie pudełka z loteryjkami, które miał dzielić, zbliżył się do babki i zapytał tonem dorosłego człowieka:
— Babcia nie życzy sobie, żeby Tadzik był ze mną?
— Pewno, że sobie nie życzę, to zły i przewrotny chłopak; nawet nie pozwalam ci widywać się z nim na przyszłość.
— Jak babcia chce, ale Tadzio musi się dalej uczyć, to niech babcia płaci mu nauczycielu, a potem szkoły… z moich pieniędzy — dodał tonem wielkiego pana.
— Henio nie ma prawa wydawania jakichś rozporządzeń i decydowania o Tadku albo o swoich pieniądzach! Stefka musiała przez tych dziesięć lat dość uzbierać pieniędzy, aby miała zaco chować